Kuba Kwaśny
Moim zdaniem Wróć do listy artykułów

Wywiad z Jakubem Kwaśnym w Kurierze Tarnowskim

MG: Mija półmetek kadencji Romana Ciepieli, jak Pan myśli czy uda się spełnić wszystkie wyborcze obietnice?

 

JK: Gdy Roman Ciepiela wygrywał wybory – niosły go obietnice dwóch tysięcy miejsc pracy, wyremontowania wszystkich ulic w mieście oraz argument, że jest rozsądny. Za takiego zresztą uchodził. Czar jednak powoli pryska – bo tak jak Pan zauważył mija połowa kadencji, a efektów póki co jeszcze nie widać. W mieście nie pojawił się żaden znaczący inwestor, a bezrobocie co prawda zmalało o tysiąc osób, ale raczej w wyniku poprawiającej się w kraju koniunktury, a nie działalności Romana Ciepieli. W kwestii dróg osiedlowych też niewiele się zmieni. Można rzec, że prezydenta w kampanii poniosło. Ale to jego partyjny kolega (z PO przyp. red.) stwierdził kiedyś, że w kampanii można różne rzeczy opowiadać. No i Roman Ciepiela nam naopowiadał… bajek. 

 

MG: A skąd wniosek, że prezydent nie jest rozsądny?

 

JK: Człowieka najlepiej sprawdza się w praktyce, jak radzi sobie w trudnych sytuacjach. W porównaniu do marszałkowania w województwie – funkcja prezydenta Tarnowa wydaje się być właśnie taką trudną sytuacją, a Marszałka – sielanką. Prezydent kompletnie nie radzi sobie z faktem, że nie ma w Radzie większości. Jest pierwszym, któremu Rada przegłosowała uchwałę o nieudzieleniu absolutorium. Jeszcze nigdy nie byliśmy tak blisko referendum. Mimo to obserwuję, że prezydent zamiast rozsądnie łagodzić konflikty, być tym jednoczącym – wielokrotnie idzie na konfrontacje i powoduje zwarcia. To nie jest charakterystyczne dla rozsądnego człowieka, konfliktuje ze sobą nie tylko przeciwników politycznych, ale także życzliwych sobie ludzi. 

 

MG: Kogo ma Pan na myśli?

 

JK: Aktywistów miejskich – ludzi bezpartyjnych, związanych chociażby z Projektem Amfiteatr, a nawet mam na myśli siebie. Wielokrotnie na sesjach Rady Miejskiej – to ja musiałem bronić Prezydenta Ciepielę przed ostrzałem ze strony radnych PiS. Zdarzały się sytuacje w których w tym boju był osamotniony, mimo, że jego bezpośrednie zaplecze – czyli Platforma Obywatelska, ma w Radzie aż sześciu radnych. Były to jednak najczęściej sytuacje, w których prezydent był atakowany niesłusznie, zatem moja reakcja była naturalna i bezinteresowna.

 

MG: No właśnie, to za sprawa Amfiteatru na ostatniej sesji było gorąco, wyjaśnijmy zatem czytelnikom o co poszło?

 

JK: Poprzednik prezydenta Ciepieli chciał sprzedać teren Amfiteatru w Tarnowie. W 2013 roku wraz z grupą młodych ludzi wygraliśmy budżet obywatelski (w zasadzie oni wygrali a ja tylko pomagałem). Uchroniliśmy tym samym to miejsce przed sprzedażą lub zamianą na parking. Mieszkańcy Tarnowa zadecydowali, że chcą tam amfiteatr. Później miasto zamówiło koncepcje zagospodarowania tego terenu, która pomysłodawcom z grupy Projekt Amfiteatr też się spodobała. Była to koncepcja Pań Słyś i Wodka. Przyszedł nowy prezydent i tak jakby wyrzucił wszystko do kosza, zamówił nową koncepcje, która stała się zarzewiem konfliktu. Prezydent spotkał się łaskawie z miejskimi aktywistami, wysłuchał ich, tak jak to ma w zwyczaju uśmiechnął się dobrotliwie i na tym się skończyło. Bowiem władza wie lepiej – zatem prezydent postawił na swoim. Obiecał konsultacje społeczne – obietnicy nie dotrzymał. Obiecał kompromis – a wyszła kompromitacja. Na ostatniej sesji Rady Miejskiej – dzięki radnym doszło do konsultacji społecznych. Prezydent został do nich przymuszony. A autorka wcześniejszej koncepcji – Pani Słyś, po raz pierwszy miała okazję zaprezentować przed Prezydentem Ciepielą zamówioną przez urząd miasta (w poprzedniej kadencji) koncepcję. Wszystko to brzmi niewiarygodnie, bo przecież można byłoby uniknąć tych nieprzyjemnych momentów – gdyby tylko prezydent był faktycznie obywatelski i chciał rozmawiać.

 

MG: Pan zdaje się apelował na komisjach o konsultacje społeczne w tej sprawie?

 

JK: Zgadza się, nie tylko na komisjach, ale również w rozmowach prywatnych. Jak się okazuje prezydent zorganizował konsultacje na facebooku. Ludzie sobie pogadali, a prezydent mimo to zrobił po swojemu. Dodatkowo próbując skłócić mieszkańców – spłycając spór do konfliktu pokoleniowego i wyższości krzesełek nad trawą. Takie trywializowanie problemu to nie jest postawa obywatelska. Zresztą nie po raz pierwszy prezydent pokazuje nam, że obywatelski to jest tylko z nazwy swej partii.

 

MG: Ma Pan na myśli budżet obywatelski?

 

JK: Dokładnie tak! Idea wspaniała, którą w tym roku prezydent skasował o połowę. Z czterech milionów pozostawił mieszkańcom jedynie – dwa. Czyli tyle ile w pierwszej edycji budżetu obywatelskiego, którego inicjatorką była wówczas radna Małgorzata Mękal. Szereg fajnych pomysłów – jak chociażby plaża nad Wątokiem nie doczeka się realizacji bo prezydent nie ma zaufania do swoich obywateli. 

 

MG: Myśli Pan, że to dlatego prezydent ruszył teraz w osiedla?

 

JK: Myślę, że chodzi tu o przypudrowanie trochę nadwyrężonego wizerunku. W ciągu dwóch miesięcy prezydent ma spotkać się z mieszkańcami każdego osiedla. Pomysł dobry – jednak trochę spóźniony. Tego typu spotkania z udziałem jego zastępców powinny odbywać się od początku kadencji raz na kwartał (na każdym osiedlu) i mieć charakter roboczy – a nie pompatycznego (z plakatami i oprawą) wydarzenia. Bowiem prezydent i jego „świta” są dla mieszkańców na co dzień, a nie od święta. Dodatkowo już nie pamiętam kiedy mieszkańcy mieli ostatnio okazję poczatować z prezydentem w internecie. Zdaje się całkowicie nowoczesne formy komunikacji zniknęły w tej kadencji.

 

MG: czyli prezydent nie jest ani obywatelski, ani nowoczesny?

 

JK: Dzisiaj nowocześni prezydenci korzystają już nie tylko z czata (dla niektórych to już forma archaiczna) – ale z transmisji na żywo, z możliwością zadawania pytań w czasie rzeczywistym i rzeczywistej dyskusji. Mieszkańcy mają wtedy prezydenta na wyciągnięcie ręki, nie wychodząc z domu. Gdyby nasz prezydent był nowoczesny – z pewnością korzystałby ze zdobyczy XXI wieku. Tymczasem mamy to co mamy. A właściwie nie mamy.

 

 

MG: Zaraz, zaraz, ale prezydent jest obecny w mediach społecznościowych…

 

JK: Niby tak, ale zapytany o coś niewygodnego nabiera wody w usta. Tak było chociażby ze sprawą czarnego strajku w obronie praw kobiet. Wielokrotnie pytany o swoje stanowisko, o wsparcie dla swych pracownic w tak szczególnym dniu – prezydent milczał. Ignorował wszystkie wezwania i zapytania stawiane publicznie na facebooku. Najwidoczniej nie chciał się nikomu narazić. Przez co de facto naraził się tym kobietom, które liczyły na jego wsparcie. A może nie ma własnego zdania w tej sprawie. Trudno powiedzieć.

 

 

MG: Myśli Pan, że prezydent nie ma własnego zdania w tak ważnej sprawie?

 

JK: Myślę, że ma, ale brakuje mu czegoś (śmiech – przyp. red.), żeby wypowiedzieć je głośno. Czasem warto nie tylko mieć własne zdanie, ale nie bać się go publicznie wypowiedzieć – zwłaszcza kiedy się jest osobą publiczną i bądź co bądź… polityczną. Nie da się ukryć, że prezydent Ciepiela jest prezydentem partyjnym! Był wszak kandydatem Platformy Obywatelskiej na Prezydenta Tarnowa, jej członkiem (chyba nadal jest), wieloletnim radnym sejmiku i wicemarszałkiem z ramienia PO. Dziś swą partyjność stara się raczej ukryć, choć jednocześnie po wyborach umizguje się do nowej (silniejszej w sondażach) formacji Ryszarda Petru – Nowoczesna (był gościem na otwarciu biura poselskiego tej partii). Problem polega na tym, że zarówno jedni (PO) jak i drudzy (Nowoczesna) – wsparli czarny marsz i nie bali się pojawiać obok „lewaków” z Razem, Inicjatywy Polska – Barbary Nowackiej czy SLD, czy po prostu obok setek i tysięcy kobiet walczących o swoje prawa.

 

MG: A propos własnego zdania, nie da się ukryć, że Pan coraz śmielej wypowiada je publicznie, skąd ta zmiana?

 

JK: To chyba dojrzałość, nabiera się jej z wiekiem. Poza tym, mam dość bylejakości i faktu, że nasze miasto stoi w miejscu, a de facto się cofa. Widzę jak inne miasta, nawet te średniej wielkości, korzystają z unijnych funduszy i jak w tym wyścigu wybijają się do przodu. Nie pełnię już żadnych partyjnych funkcji, mogę głośno mówić co myślę, bo mówię we własnym imieniu, a nie setek członków i sympatyków partii. Gdy byłem przewodniczącym SLD musiałem ważyć każde słowo. Poza tym mam swoje życie zawodowe zupełnie nie związane z lokalnym środowiskiem i koteriami jakie tu panują – to daje mi komfort mówienia tego co myślę, bo nie musze się obawiać, że komuś się narażę. Głęboko wierzę w to co robię dla Tarnowa, dlatego pomogę każdemu kto chce dobrze dla tego miasta – nawet Romanowi Ciepieli. Mam nadzieję, że będzie chciał skorzystać z cennych uwag. Nie ma nic gorszego jak być odpornym na krytykę i otaczać się klakierami. Wszyscy jego poprzednicy na tym polegli. Ja deklaruję chęć wsparcia w każdym dobrym pomyśle. Jeśli tylko prezydent będzie chciał słuchać, bo póki co ma z tym problem. 

 

MG: Dziękuję za rozmowe.

 

JK: Dziękuję.

Profil Facebook
R@dny OnLine
Marcin Kwaśny
www.agora.tarnow.pl
Akcja Pajacyk
www.tarnow.pl
www.mrmtarnow.ovh.org
Krytyka Polityczna