Kuba Kwaśny
Moim zdaniem Wróć do listy artykułów

Nawijanie makaronu na uszy... czyli co ze stadionem?

Nawijanie makaronu na uszy czyli przepis na spaghetti po tarnowsku

Ostatnio na sesji Rady Miejskiej w Tarnowie, gdy już po raz czwarty urzędujący włodarz miasta (najgorszy z jakim przyszło mi do tej pory współpracować) nie otrzymał od radnych absolutorium, użyłem sformułowania „nawijanie makaronu na uszy”. Jeden z radnych zapytał w ogóle co to znaczy, odwracając tym samym uwagę od właściwych argumentów i walorów merytorycznych mojej wypowiedzi. W nagrodę od mieszkańców obserwujących sesję otrzymał ugotowany makaron.  Cała ta sytuacja skłoniła mnie jednak do wytłumaczenie co miałem na myśli, mówiąc, że Roman Ciepiela nawija ludziom makaron na uszy. 

Zacznę jednak od słownikowego znaczenia tegoż wyrażenia. Nawijać makaron na uszy to inaczej mówić na jakiś temat długo, przekonywać kogoś intensywnie i w sposób elokwentny. Kolejna definicja mówi już bardziej dosadnie, że to po prostu znaczy: konfabulować, zwodzić, okłamywać, bujać, kuglować, bajerować. 

Patrząc teraz na to, co obecny (miejmy nadzieję, że już niedługo) włodarz naszego miasta robi od początku kampanii wyborczej aż po dziś dzień, to świetnie wypełnia tę definicję nawijania makaronu na uszy. Począwszy od jego skłonności do długich przemów i nawijania aż zmęczy słuchacza, a skończywszy na „bejerowaniu” wyborców nierealnymi obietnicami. 

Trzeba przyznać, że mówić (czyt. nawijać makaron na uszy) to nasz prezydent umie doskonale. Jakby się tak wsłuchać, to nawet można byłoby uwierzyć, że jest dobrze, że jest świetnie, że przecież „Tarnów się zmienia”. Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. 

No bo co z tymi dwoma tysiącami miejsc pracy, co z tymi inwestorami, których Panowie z PO mieli nam sprowadzić (pamiętam jeszcze tę konferencję prasową z kaskami na głowie). Ano nic. Co z Centrum Przygotowań Paraolimpijskich? Ano nic. Mamy za to gigantyczny problem z Halą Jaskółka, do której nikt nam nie dołożył ani złotówki. Co z obywatelskim podejściem do zarządzania miastem? Ano nic. Co ze ścieżkami rowerowymi? Ano nic. A co wreszcie co ze stadionem? Ano nic (do tego wrócę na koniec, bo to kwintesencja). 

Gdyby tak przyjrzeć się temu jak wygląda zarządzanie miastem, to wyjdzie nam z tego jeszcze większy bałagan. Tajemnicą poliszynela jest to, że urzędnicy go wprost nie trawią. Za co? Ano za brak stabilizacji, za brak decyzyjności, za zmienność nastrojów, za to, że dziś daje dyspozycje – urzędnik się narobi – a później cała praca trafia do kosza. Zarządzanie bez pomysłu, bez wizji rozwoju, ad hoc i bez polotu to było dobre w latach 90. XX wieku. Dziś trzeba wybrać lepiej. Lepszy Tarnów jest możliwy. 

Ale wracając do tego makaronu. To najwięcej mają go dzisiaj za uszami kibice sportowi w Tarnowie. Część z nich na pewno uwierzyła w piękne wizualizacje i to, że będziemy mieli stadion z prawdziwego zdarzenia. Ale oczywiście, byli też tacy, którzy na tanią propagandę Romana Ciepieli się nie dali nabrać i od początku wiedzieli, że sprawa nie wypali. Tylko jak tu nazwać człowieka, który organizuje konferencje prasowe, pokazuje piękne wizualizacje, prowadzi negocjacje z klubami i wreszcie zapisuje w budżecie miasta jedynie 100.000 zł na remont/przebudowę stadionu? Jak nazwać osobę, która wie, że w kasie miasta pustki, że szacunki do przetargu są zbyt optymistyczne, że realia w sektorze budowlanym pokazują wzrost cen, a mimo to uparcie twierdzi, że chce zrobić stadion, że ma na to wirtualny zapis w Wieloletniej Prognozie Finansowej? Dla mnie to zwykły „makaroniarz” (nie mylić z Włochami), który spaprał tak proste danie jakim jest spaghetti. Mam nadzieję, że się tym razem państwo już nie połakomią, bo Tarnów się nam zadławi. 

 

 

Profil Facebook
R@dny OnLine
Marcin Kwaśny
www.agora.tarnow.pl
Akcja Pajacyk
www.tarnow.pl
www.mrmtarnow.ovh.org
Krytyka Polityczna